W dzieciństwie oczywiście miałam najpiękniejsze włosy...Proste (!), idealnie proste.., długie po pas i gładkie. Oczywiście ciemne;)
Na Komunię pokręcone na papilotach;)
W podstawówce miałam na głowie istną szopę - każdy włos w inną stronę i masa puchu...
Później ponownie małe cięcie
Czasy gimnazjum - podobnie jak w podstawówce...Z tą różnicą, że po raz pierwszy zafarbowałam część włosów na rudo :O Miał wyjść jakiś ciemny burgund, ale nie wyszło rzecz jasna....
Włosy sięgały jak widać lekko za ramiona (w zasadzie tylko raz w życiu miałam krótkie). Dolna część była ciemna, górna -niefortunnie ruda:/
Na początku liceum naszła mnie chęć posiadania długich włosów:D
Niestety, niefortunny rudy pozostał:/
Na studniówce, pod koniec liceum postanowiłam nieco ściąć włosy i w końcu ujednolicić ich kolor na ciemny:)
Nie muszę chyba dodawać, że od czasów liceum zaczęłam regularnie przerzedzać włosy:O
Najmilej wspominam czasy studiów, bo miałam długie czarne i proste włosy:) Niestety - regularnie prostowane i farbowane na czarno....
Na zdjęciach nie wyglądają może najgorzej, ale w rzeczywistości były BARDZO zniszczone ciągłym prostowaniem i farbowaniem...Nigdy nie używałam żadnych odżywek, zawsze sam szampon...Włosy bardzo się puszyły, każdy sterczał w inną stronę i były okropnie przesuszone...Łamały się i rozdwajały na potęgę! Nie było mowy, żebym wyszła z domu bez prostowania włosów....
Niestety nie posiadam zdjęć z dalszego okresu...Jedynie posiadam zdjęcie sprzed ok 1,5 roku. Jak widać, włosy nadal wyprostowane i mocno wysuszone.
I bez prostowania:

A resztę zdjęć i tak już znacie:)
Co się zmieniło od kiedy zaczęłam dbać o włosy?
- osobiście widzę ogromną różnicę
- prawie pozbyłam się wiecznego puchu i suszu na włosach
- powoli wyrównuje się kolor
- włosy są zdrowsze, lepiej się układają
- nie muszę ich prostować
- włosy w końcu zaczynają być nawilżone
- nie wiem już co to łupież
- końce się nie rozdwajają (kiedyś na potęgę)
- kiedy chce mieć proste - płuczę szałwią i suszę zimnym powietrzem
- kiedy chce mieć falowane - nie robię nic;)
- kiedy chcę mieć kręcone - idę spać w mokrych
- są zdyscyplinowane, lepiej się układają
- muszę poświęcać im więcej czasu:D chociaż odpada prostowanie i 'męczenie', więc chyba na jedno wychodzi:)
- wreszcie zaczynają lśnić i błyszczeć!
- nie elektryzują się
I pewnie znalazłabym jeszcze mnóstwo innych plusów:)
Co ja zmieniłam w pielęgnacji przez te lata?
- przerzuciłam się niemal całkowicie na naturalne produkty (bądź co bądź w każdym chociażby szamponie jest jakiś odsetek konserwantu, ale na szczęście niewielki)
- wyrzuciłam WSZYSTKIE sklepowe produkty, typu Dove, Pantene itp
- bardzo zwracam uwagę na skład, sam napic "100% naturalne" nie przekonuje mnie
- robię płukanki, ulepszam szampony i odżywki
- nie prostuję (tylko na specjalne okazje lub podsumowanie miesiąca a więc max 1-2 w miesiacu)
- wyrzuciłam plastikowe grzebienie i zastąpiłam je jednym moim ukochanym drewnianym TBS *-*
- na noc wiążę włosy w 'palmę' lub wysokiego koka
- nie szarpię włosów
- nie rozczesuję mokrych
- regularnie podcinam końce
- nie kręcę, nie karbuję itp
- nie farbuj niczym
- regularnie odżywiam i nawilżam
- nie przerzedzam;)